Zdarzyło się to całkiem niedaleko na przełomie wieków. Sprawa była głośna, więc niektórzy zapewne pamiętają tę historię
Przyczyną wpadki Pawła K., stało się jego upodobanie do spacerów na łonie natury.. Regularnie podjeżdżał z P. do pobliskich lasów, gdzie wędrował albo biegał. Pewnego grudniowego dnia podczas takiego wypadu zobaczył w zagajniku śliczne świerczki. I choć Paweł K. to człowiek praworządny, uroda drzewek tak go urzekła, iż postanowił jedno z nich wyciąć i przystroić w domu na Święta Bożego Narodzenia.
Kilka dni przed świętami ponownie wybrał się do lasu, wybrał najładniejsze drzewko i – aby znaleźć je nocą bez większych kłopotów – oznaczył gałęzie białymi szmatkami.
W przeddzień Wigilii wyruszył po zmierzchu na wyprawę.
Ręce do góry
Do choinki dotarł bez problemów. Ściął ją, obwiązał sznurkiem, gdy nagle jak grom z jasnego nieba spadł na niego gromki okrzyk „Ręce do góry!”.
Obejrzał się i zaniemówił…. Mimo ciemności dało się poznać, że to leśniczy, który z pijaństwa ledwo trzymał się na nogach a w dłoniach dzierżył dubeltówkę wycelowaną w nieszczęsnego miłośnika darmowych choinek. Wystarczyła drobne potknięcie, by spodziewana wigilijna kolacja zamieniła się w świąteczny pogrzeb.
- Za mną - warknął pijany człowiek lasu, a Paweł K. posłusznie wykonał polecenie.
Po kilku minutach konwój dotarł do leśniczówki. W pomieszczeniu, do którego panowie weszli siedział - choć to prawie niemożliwie - osobnik jeszcze bardziej pijany niż leśniczy. Był nim szwagier, który przyjechał w odwiedziny na święta, a który na co dzień pracował jako prokurator w mieście powiatowym P.
Sędziowie i rozprawa
Leśniczy bełkotliwie wyłuszczył w czym rzecz, szwagier na to, że winowajcę należy osądzić i sprawiedliwie ukarać.
Leśniczemu pomysł przypadł do gustu i panowie raźno wzięli się do dzieła. Ze stołu usunęli kieliszki oraz zakąskę, w ich miejsce położyli książkę o leśnictwie. -„Żeby było poważnie” - tłumaczył potem leśniczy.
Przez cały czas człowiek lasu trzymał winowajcę na muszce. Temu wydawało się, iż nic gorszego nie może już mu się przytrafić... Mylił się jednak, bo oto rozpoczęła się rozprawa...
Nie trwała długo. Człowiek prawa zajrzał do jednej z książek o leśnictwie, pomamrotał pod nosem i wydał wyrok - „Śmierć przed powieszenie!”
Miejscem egzekucji miał być trzepak stojący na podwórku leśniczówki. Zaczynają się dziać sceny przerażające. Leśniczy trzyma inżyniera na muszce, prokurator szuka sznura potrzebnego do egzekucji. Trwa to kilka minut, wreszcie zmęczony mówi do szwagra, że śmierć przez powieszenie zamierza zamienia na rozstrzelanie.
Zmiękczone serca
Leśniczy przymierza się do wykonania wyroku, inżynier pada na kolana i rozdzierająco prosi o łaskę. Jego błagania zmiękczają serca szwagrów, którzy po krótkiej naradzie skazują go na karę grzywny. Ma dać wszystkie pieniądze, a oni kupią wódki.
Inżynier opróżnia kieszenie, prokurator jedzie po alkohol, leśniczy wciąż trzyma dubeltówkę. Po powrocie szwagra wznawiają pijatykę, w której również bierze udział skazaniec. Impreza kończy się grubo po północy, a że wódka łagodzi obyczaje, na pożegnanie Paweł K. dostaje w darze kilka choinek, które szwagrowie wyrąbują osobiście.
Obdarowany opuszcza leśniczówkę z czterema przemyślnie związanymi drzewkami. Nie nadaje się do samochodu, więc wraca do miasta pieszo. Ma pecha. Niedaleko od domu zatrzymuje go policja.
Próby kontaktu nie dają rezultatów. Delikwent jakimś cudem trzymający się na nogach (ponad 5 promili) mamrocze wyłącznie „Darowali mi, darowali..”
Rzecz wyjaśniła się po nocy spędzonej w areszcie. Gdy rano policja wkroczyła do leśniczówki, szwagrowie wciąż byli pijani. Mimo częściowego zamroczenie zachowali resztki rozsądku i nie przyznali się do niczego. Porannych zeznań wyparł się również Paweł K., tłumacząc swe słowa amnezją alkoholową.
Wszyscy wyszli z przygody bez szwanku. Plotki głoszą, że miękkie lądowanie zawdzięczali znajomościom prokuratora.
(Czar)