Strażacy z Budek zawsze na posterunku
- W naszych domach rodzice zawsze podkreślali jak ważna jest pomoc sąsiedzka na wsi. Zostaliśmy tak wychowani, żeby pomagać. Kiedy więc w 2008 roku rzucono pomysł utworzenia OSP w naszej miejscowości, wszyscy go podchwycili – wspomina Józef Sięda, wiceprezes jednostki z Budek.
Zostały dwie pieczątki
- Straż istniała w Budkach już w latach 60-tych, ale po jakimś czasie się rozpadła. Zabrakło głowy do zarządzania, nie mieliśmy dobrego sprzętu i ludzie się zniechęcili. Po tamtych czasach zostały tylko dwie pieczątki - opowiada Wojciech Grabowski, prezes OSP, a zarazem sołtys z dwudziestoletnim stażem, inicjator odrodzenia straży.
- Zgłosiłem się do ówczesnego burmistrza Chorzel Andrzeja Krawczyka, zorganizowałem chłopaków i tak się to zaczęło – dodaje.
Potem sprawy potoczyły się szybko. Znaleźli się darczyńcy, wśród nich nadleśnictwa w Wielbarku i Budziskach. Nową jednostkę OSP wydatnie wsparła burmistrz Beata Szczepankowska, przekazując kilka lat temu strażakom z Budek nowoczesny wóz bojowy. Z funduszy gminnych zakupiono też meble dla remizy.
„Trzynastka” regularnie dostaje na zakup sprzętu dofinansowanie z MSWiA - corocznie jedną transzę w wysokości 5 tys. zł.
Na swoją działalność strażacy przeznaczają też pieniądze zdobyte za udział w zawodach oraz gratyfikacje za wyjazdy do zdarzeń.
- Cieszy nas, że przybywa nowych urządzeń - dodaje Jacek Szlaga, członek zarządu OSP w Budkach. Zaznacza, że potrzeba jeszcze hydrauliki do sprzętu i zestawu narzędzi do wycinania ludzi zakleszczonych samochodzie.
- Czasami do wypadku przybywamy pierwsi, ale z powodu braku sprzętu nie możemy pomóc zakleszczonym – wyjaśnia.
„
Wyjazdowi” i „niewyjazdowi”
- Mamy 36 strażaków, wśród nich 28 strażaków ratowników potocznie zwanych „wyjazdowymi” oraz 8 strażaków „niewyjazdowych” - mówi Jacek Szlaga.
Strażacy „wyjazdowi” ukończyli odpowiednie szkolenia i kursy, przeszli badania i testy i zdobyli uprawnienia do uczestniczenia w akcjach ratowniczych. W ekipie jest 7 kierowców, 3 strażaków zawodowych i 6 ratowników medycznych z kursem Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy.
- Dodam, że uprawnienia strażaków wyjazdowych mają również 2 panie, członkinie naszej OPS – tłumaczy Jacek Szlaga.
Pozostała ósemka zajmuje się sprawami organizacyjnymi, pomaga w organizacji i zabezpieczeniu imprez, spotkań, festynów lub udziela się w inny sposób.
W masce przez dym
Jednym z elementów szkolenia jest test w komorze dymowej. Strażacy z rejonu zaliczają tę próbę w Ostrołęce.
Taki sprawdzian przeszła Marzena Rybińska, jedna z trzech członkiń OSP.
Do straży zaciągnęła się jakieś 5 lat temu, między innymi ze względu na modę.
- Zawsze podobały mi się kobiety w twarzowych mundurach – mówi ze śmiechem. - Ale tak naprawdę namówiła mnie koleżanka, Teresa Fuks.
Pani Marzena jest strażakiem „wyjazdowym”. Zaliczyła odpowiednie szkolenia połączone z zajęciami teoretycznymi i praktycznymi. Potrafi posługiwać się piłą, młotem i toporkiem, wie jak zwinąć i rozwinąć wąż strażacki lub liny, umie odpalić agregat i uruchomić gaśnicę.
W domu nazywają ją Makgaiverem.
Pani Marzenia z przejęciem opowiada o teście w komorze dymowej.
- Proszę sobie wyobrazić ciemne pomieszczenie, w którym unoszą się kłębu dymu, słychać jakieś syreny, błyskają światełka, dochodzą dziwne odgłosy. Jestem w stroju strażackim, w masce, z butlą tlenową na plecach, prawie nic nie widzę i muszę dotrzeć do wyjścia. Co prawda, mam świadomość, że to tylko ćwiczenia, że jestem obserwowana i w razie czego mogę liczyć na pomoc, ale wyobraźnia działa. Szukam po omacku drzwi, nie mogę ich znaleźć, adrenalina buzuje, wreszcie krzyczę: Gdzie są te drzwi, do cholery? W końcu litościwa dusza otwiera wyjście. Na szczęście, w razie prawdziwego pożaru strażacy nie idą w pojedynkę. Zawsze muszą mieć ubezpieczającego – tłumaczy pani Marzena.
Czasami żałuje, że nie skończyła kursu ratowniczego dla strażaków.
- Takie umiejętności przydają się na co dzień, nigdy bowiem nie wiadomo, czy coś się komuś nie przytrafi – mówi. Dodaje, że strażacy zamierzają zorganizować dla mieszkańców Budek szkolenie z zakresu udzielania pierwszej pomocy
Pani Marzena nie jeździ do gaszenia pożarów. Jak mówi, koledzy nie chcą narażać koleżanek na niebezpieczeństwo. Uczestniczy natomiast w akcjach innego rodzaju. W listopadzie brała udział w poszukiwaniach chorzelanki, której zaginięcie zgłosił małżonek. Na szczęście zaginioną wkrótce znaleziono.
Pani Teresa zmiękcza serca
Teresa Fuks - strażaczka niewyjazdowa - jest przede wszystkim organizatorem. Zjawia się wszędzie tam, gdzie trzeba coś załatwić, przekonać, zachęcić. Wątpiących wspiera duchowo, w razie potrzeby zmiękcza oporne serca.
Na czym polega zmiękczanie, pani Teresa nie wyjaśnia, zasłaniając się tajemnicą zawodową. Tak czy owak pewne jest, że imprezy organizowane lub obstawiane przez strażaków z Budek są dopięte na ostatni guzik.
A imprez, pomijając czas pandemii, zwykle jest bez liku. Festyny dla dorosłych i dzieci, święta państwowe i kościelne, dni Chorzel, początek lata, święto pieczonego ziemniaka, akcje charytatywne.
- Na festyny przychodzą wszyscy. Pobalują sobie przynajmniej raz na jakiś czas – dopowiada jeden z obecnych.
Pani Teresa, wstępując do straży wiedziała, że nie będzie uczestniczyć w akcjach ratunkowych.
- Strażakiem jest mój mąż. Wystarczy, że on wyjeżdża. Przecież ktoś musi zostać w domu – wyjaśnia.
Nasza rozmówczyni jest zadowolona z przynależności do OSP. Zawsze chciała mieć mundur, a teraz ma dwa – „koszarówkę” i wyjściowy. Wiele czasu pochłania jej działanie na rzecz integracji lokalnej społeczności, co - jak widać z entuzjastycznego tonu wypowiedzi – daje jej wiele satysfakcji i zadowolenia.
Czego boi się strażak
- Ja tylko się kobiet boję. Szczególnie swojej – odpowiada ze śmiechem jeden z rozmówców.
Śmiech śmiechem, niemniej panowie zaraz poważnieją.
Pożar, wypadek samochodowy lub zaginięcie mogą mieć tragiczne skutki. Zdajemy sobie z tego sprawę i zawsze staramy się dojechać jak najszybciej – mówi prezes Grabowski.
- Najgorsze są wyjazdy w nocy. Nie jest przyjemne być budzonym o 3 nad ranem, ale przecież ktoś czeka na naszą pomoc. Wszyscy mają zamontowany w telefonach system „Remiza”, dzięki czemu wiedzą, gdzie jechać, ale to, co nas czeka na miejscu bywa niewiadomą.
- W zeszłym roku doszło do wypadku w Zagatach. Rannego zabrał śmigłowiec pogotowia, ale – niestety – chłopak nie przeżył. Kolejna tragedia zdarzyła się pod Lipowcem, gdzie również zginął młody człowiek. To smutne zdarzenia, tym bardziej że czasami umierają nasi znajomi – mówi wiceprezes Józef Sięda.
Jak uniknąć pożaru
Siedzimy w remizie stopniowo remontowanej własnymi siłami. Łazienki jak w dobrym hotelu, wykafelkowana kuchnia.
- Prawie każdy z naszych strażaków ma jakiś fach w ręku. Są tu posadzkarze, mamy hydraulika, elektryka i innych speców. Chłopaki robili wszystko społecznie – podkreślają obecni.
- Koledzy zrobili też drobny sprzęt do zwijania węży. Będzie przydatny przy pożarach w lasach. Gaszenie lasów wyczerpuje, po paru godzinach człowiek ma dosyć, chciałby wrócić do domu, a tu trzeba zwijać wiele odcinków, mokrych, popalonych węży. Masakra! - wzdycha Jacek Szlaga.
Przyczyny pożarów bywają różne. Może to być nieszczelność przewodów, zaniedbanie budowlańców, niedopilnowanie remontu. Czasami ogień zaprószają starsze osoby - zasną lub zapomną dopilnować pieca.
Jacek Szlaga, z zawodu elektryk, zwraca uwagę na potrzebę sprawdzania instalacji: - Wciąż dochodzą nowe urządzenia elektryczne, wiele osób zakłada fotowoltaikę. To wszystko obciąża instalację, którą niekiedy pociągnięto nawet kilkadziesiąt lat temu.
W Budkach strażacy są w prawie każdym domu, mają odpowiedni sprzęt do - na przykład – czyszczenia komina czy jego przewodów, znają się na zagrożeniach, więc mieszkańcy potrafią zadbać o swoje bezpieczeństwo.
Zbigniew Czarnecki