Aktualności

Jan Jurczak z Chorzel zajmuje się pszczelarstwem od ponad 60 lat

Radość z bzykania

Chorzelscy pszczelarze ocieplili ule, podkarmili pszczoły, odymili je lekiem przeciw pasożytom. Teraz czekają do wiosny; wtedy sprawdzą, czy ich pszczółki przeżyły mroźne dni, czy wszystkie rodziny doczekały nowego roku w dobrej formie

 

Najbardziej chyba znanym pszczelarzem w naszej gminie jest Jan Jurczak, mieszkaniec Chorzel. Jego pasja rozpoczęła się w sposób niemal filmowy.
Jest rok 1956. 9-letni wówczas Janek akurat wrócił do domu z kościoła z uroczystości pierwszej komunii. Dla rozrywki postanowił zrobić sobie fujarkę z wierzbowego pędu. Wziął kozik, podszedł do wierzby na podwórku, by urżnąć odpowiednią latorośl, lecz nie sięgał upatrzonej witki. Wsadził więc nogę w lekko spróchniałą dziurę u spodu drzewa, chcąc wspiąć się wyżej i wtedy...
- Poczułem, że coś mi chodzi po nogach. Najpierw myślałem, że to muchy, ale okazało się, że to pszczoły – wspomina.
Pszczelą rodzinę z wierzby pozostawiono w spokoju do następnego roku. W nowym sezonie trzykrotnie się wyroiła, rójki osadzono w ulach, a właściwie w szafkach od starego kredensu.
- I proszę sobie wyobrazić, że przeżyły następne trzy lata w tych szafkach. Same sobie robiły plastry, zostawiały zapasy na kolejne zimy, a każdy nowy sezon witały w doskonałej formie. Mniej więcej w tym czasie z tatą zaczęliśmy robić prawdziwe ule – dodaje Jan Jurczak.

Doświadczenie zdobywa się w boju   


Nie było wówczas dostępu do specjalistycznych podręczników, więc ojciec i syn pszczelarskie umiejętności doskonalili metodą prób i błędów. 
Czasami zasięgali rad bardziej doświadczonych pszczelarzy, co raz skończyło się wręcz anegdotycznie. Jeden z nich poradził debiutantom, by na zimę podkarmiali pszczoły cukrem. Zapomniał dodać, że cukier najpierw trzeba rozpuścić w wodzie, tak więc ojciec z synem podsypywali cukier na wylotkach uli, dziwiąc się, że łaszczą się nań mrówki i inne owady, podczas gdy pszczoły omijają kryształki bez zainteresowania.
Jak mówi pan Jan, jako takie „ogarnięcie” problemu i podstawowe zrozumienie zachowania pszczół zajęło mu z grubsza pięć lat. A jak jest teraz, po 60 latach pracy przy ulach?
- Przy pszczołach spotykają człowieka różne przygody. Wielu rzeczy nie da się przewidzieć. Kiedyś wydawało mi się, że wiem prawie wszystko, teraz za każdym razem zastanawiam się, co one nowego mogły wymyślić. Ich zachowanie zależy od pogody, pory dnia, wczesnej lub późnej wiosny i od Bóg wie czego. Pszczoły potrafią zaskoczyć mnie w najbardziej nieoczekiwanej chwili, ale pocieszam się tym, że nawet wybitni specjaliści nie potrafią wyjaśnić wielu ich zachowań – dodaje pan Jan.
Nasz rozmówca wciąż jest urzeczony pszczołami. Może mówić bez końca o ich mądrości, organizacji pracy, z radością obserwuje ich loty i słucha ich bzyczenia, wielką przyjemność sprawia mu obserwowanie jak młode roje odbudowują plastry.
Pan Jan troszczy się o swoje pszczoły jak mało kto. Wzorcowo dba o czystość uli, odkaża narzędzia, podkarmia gdy trzeba.  

Wespół w zespół

W pszczelarzeniu przez długie lata pomagała panu Janowi jego żona - Teresa. Pracowała z mężem przy ulach praktycznie od dnia ślubu. Przestała chodzić do pszczół, gdy po trzydziestu latach pracy w pasiece nie dość, że straciła odporność na jad pszczeli, to jeszcze dostała uczulenia. Niemniej jednak wciąż z przyjemnością, co prawda z oddali przez dziurę w płocie, obserwuje pszczoły i męża na pasieczysku.
Pani Teresa ze zgrozą, ale i z uśmiechem, wspomina jedną ze swych przygód:
- Swego czasu wyroiły się trzy ule naraz. Normalnie każda rójka osiada w innym miejscu, ale te trzy połączyły się w jeden olbrzymi kłąb i zawisły na gałęzi drzewa. Byłam sama w domu, znikąd żadnej pomocy, a trzeba było uchronić rójki przed ucieczką. Założyłam kapelusz, wzięłam wielki karton, podparłam go widłami i strząsnęłam do niego pszczoły. Nieszczęśliwie karton spadł na ziemię tuż przy moich stopach, rozwalił się, a ja poczułam jak nagle w nogi zrobiło mi się ciepło. Spojrzałam w dół – całe były oblepione pszczołami, ale – jak pamiętam – chyba żadna mnie nie użądliła.
W czasach największego rozwoju pasieki na kilku pasieczyskach stało łącznie 120 uli. Niestety, z upływem lat zaczęło szwankować zdrowie i pan Jan zdecydował się na stopniowe zmniejszanie ich liczby.

                                                                                                                                      Czar

Co warto wiedzieć o pszczołach miodnych?

Polskę zamieszkuje około 470 gatunków pszczół, ale tylko pszczoła miodna daje miód.
Aby wyprodukować 1 kg miodu, rodzina pszczela musi odwiedzić od 4 mln do 8 mln kwiatów.   Przeciętna pszczoła robotnica żyje od pięciu do sześciu tygodni. W tym czasie wyprodukuje około jednej łyżeczki miodu.
Pszczoły miodne latają z prędkością około 25 km na godzinę i ruszają skrzydłami 200 razy na sekundę!
Pszczoły miodne mają swój język. Jest nim taniec, poprzez który przekazują informacje o obecności pożytku i jego odległości od ula.
Pszczoły miodne (oraz inne gatunki pszczół) są bardzo ważnymi zapylaczami kwiatów, owoców i warzyw. Przenoszą pyłek między męską i żeńską częścią, pozwalając roślinom wyhodować nasiona i owoce, a więc to dzięki nim słyszymy rankiem śpiew ptaków za oknem. To właśnie praca pszczół przy zapylaniu roślin sprawia, że ptaki mają czym się żywić.
Każda pszczoła ma 170 receptorów zapachowych, co oznacza, że mają jeden z najlepszych węchów! Używają go do komunikowania się w ulu i rozpoznawania różnych rodzajów kwiatów podczas szukania jedzenia.
Pszczoły miodne żyją w koloniach. Mieszkańcy ula są podzieleni na trzy typy:
Królowa:
Prowadzi cały ul. Znosi jaja, z których wykluwa się nowe pokolenie. Gdy królowa pszczół zginie, robotnice wychowują nową królową. Wybierają młodą larwę, karmią ją „mleczkiem pszczelim”, dzięki czemu larwa staje się płodną królową.
Królowa może żyć do pięciu lat. W miesiącach letnich znosi do 2500 jaj dziennie!
Robotnice:
Wszystkie są płci pięknej. Szukają pożywienia, chronią, czyszczą i wentylują ul.
Trutnie:
Samce pszczół. Ich celem jest zapłodnienie nowej królowej. W każdym ulu wiosną i latem mieszka po kilkaset trutni, ale przed nadejściem zimy zostają zagłodzone.


Na koniec smutna wiadomość. W ciągu ostatnich lat z nieznanych jeszcze przyczyn ginie coraz więcej pszczelich rodzin. W niektórych regionach zniknęło nawet 90% pszczół!