O motorowej pasji, życiu i marzeniach rozmawiamy z chorzelanką Kingą Ładą
- Kobieta prowadząca motocykl to w naszym kraju wciąż rzadkość. Skąd u Pani takie upodobanie?
- Jestem córką mechanika, więc siłą rzeczy z samochodami i motocyklami miałam do czynienia już od dzieciństwa. Często towarzyszyłam tacie podczas jego pracy w warsztacie, podpatrywałam, co i jak robi, a nawet mu pomagałam..
- A to w jaki sposób?
- Chociażby podawałam śrubki albo inne części, które mi pokazywał. Tak naprawdę zawsze bardziej było mi po drodze do męskich zajęć, a w warsztacie spędzałam więcej czasu niż mój brat, który za to przejął inne pasje rodzinne - jest myśliwym tak, jak mój tata. Rodzice zawsze się śmiali z moich zainteresowań, mówiąc, że powinnam być chłopcem, bo tak się zachowuję.
- Czy z tamtych czasów zostały Pani jakieś umiejętności mechaniczne?
- Potrafiłabym przeprowadzić podstawowe naprawy - na przykład wymianę kół lub inne proste rzeczy.
- Ale dlaczego motocykl a nie samochód?
- Może stąd, że jako dziecko mieszkałam przy ulicy Zarębskiej, którą latem jeździły na Mazury liczne grupy motocyklistów - na przykład na Picnic Country do Mrągowa. Miałam wtedy kilka lat i bardzo lubiłam oglądać ich przejazdy. Podobały mi się ich stroje, machałam im podczas przejazdów a oni odpowiadali. To mnie wtedy bardzo fascynowało i sądzę, że moje zainteresowanie motorami wzięło się właśnie z tamtych czasów.
- Jaki był Pani pierwszy motor?
- Skuter, który kupił mi tata, gdy byłam nastolatką. Jeździłam nim przez kilka lat...
- Po studiach wyszła Pani za mąż i trafiła do rodziny zmotoryzowanej...
- Mój śp mąż Przemysław kupił motocykl i zabierał mnie na różne wyjazdy. Któregoś dnia poczułam, że sama chcę spróbować jazdy. Wsiadłam na jego motocykl, ale była to duża i ciężka maszyna, z którą z moim dotychczasowym doświadczeniem na skuterze trudno było sobie poradzić. Zaczęłam więc szukać czegoś dla siebie.
Trochę bałam się reakcji rodziców.. Co prawda, zawsze mówili mi, że powinnam spełniać swoje marzenia, to jednak - jak to rodzice - martwią się o bezpieczeństwo swoich dzieci i mogą mieć różne obawy.
Na szczęście, mama przyjęła moją decyzję gładko. Tata, który sam jeździł na motocyklu, miał pewne wątpliwości; doradzał ostrożność, uwagę na drodze - ale i on w końcu to zaakceptował. Kupiłam więc swój pierwszy motocykl - Hondę 125 CBR. Teraz mam Yamahę, też o pojemności 125 cm3, a obecnie przygotowuję się do egzaminu na prawo jazdy kategorii A.
- Ma Pani coś na oku?
- Na razie mam ochotę pojeździć szybko, więc pewnie postawię na sportowy motocykl z większą mocą, a gdy przejdę na emeryturę, kupię sobie choppera.
Najchętniej jeżdżę sama. Nie jestem związana wyłącznie z jedną grupą motocyklową, ale z kilkoma. W teren wyruszam przynajmniej raz w tygodniu, na godzinę, dwie, czasami na dłużej.
- Co Panią najbardziej cieszy w tych wypadach?
- Podczas jazdy najlepiej rozwiązują się moje problemy.
- Myślałem, że wówczas zapomina się o problemach...
- To zależy. W moim przypadku skupiam się i analizuję swoje codzienne problemy. Nazywam to przewietrzeniem głowy.
- Nie lepiej wietrzyć głowę na spacerze lub podczas jazdy na koniu.
- Za spacerami nie przepadam, ale kiedyś jeździłam konno i w przyszłości zamierzam do tego wrócić.
Zresztą mam tyle rzeczy do zrobienia. Śmierć męża uświadomiła mi ulotność życia. Teraz żyję chwilą, nie odkładając spełniania marzeń na przyszłość, staram się realizować je jak tylko potrafię.
- A konkretnie na czym Pani najbardziej zależy?
- Podstawowym zadaniem jest wychowanie córki na dobrego człowieka, jej szczęście i bezpieczeństwo jest dla mnie na pierwszym miejscu. Poza tym chciałabym rozwijać się; jednym z moich planów na przyszłość jest ukończenie szkoły podyplomowej, by zdobywać dalsze doświadczenie i być przygotowaną na każde wyzwania zawodowe.
- A pracuje Pani w...?
- W Urzędzie MiG w Chorzelach, oprócz tego prowadzę własną działalność gospodarczą.
- Córka, praca na dwa etaty, motocykl.... Znajduje Pani czas na inne zajęcia?
- W wolnych chwilach staram udzielać się społecznie. Wspólnie ze znajomymi, a mam ich wielu, organizujemy różnego rodzaju zbiórki, na przykład słodyczy dla domów dziecka, wspieramy organizacje charytatywne. Nie robimy tego w świetle reflektorów, ale bardziej prywatnie.
Ogólnie jestem pozytywnie nastawiona do życia, lubię się uśmiechać i pomagać innym. Codzienną energię do życia dostaję od córki, rodziny i przyjaciół.
A jeśli chodzi o inne oczekiwania... Chciałabym zrealizować wszystkie plany oraz żeby każda droga kończyła się tam, gdzie się zaczęła. Tego również życzę tego wszystkim motocyklistom.
- A zatem dziękując za rozmowę, przyłączam się do Pani życzeń.
Zbigniew Czarnecki