Aktualności

Eliasza Kostrzewę z Zarąb najbardziej denerwują wciąż zmieniające się przepisy (fot. archiwum prywatne)

KLIENCI ZACISKAJĄ ZĘBY, ALE KUPUJĄ

Z Eliaszem Kostrzewą, przedsiębiorcą z Zarąb, rozmawiamy blaskach i cieniach prowadzenia biznesu
- W ubiegłym roku rozniosła się wieść, że piekarnia, którą kupił Pan od GS w 2017 roku, została zamknięta. A ponieważ chleb i inne wypieki cieszyły się wielkim powodzeniem, ta informacja zaniepokoiła klientów...
- Słyszałem o tych plotkach, ale nie wiem, skąd się wzięły. W każdym razie piekarnia działała i działa. Inna sprawa, że w grudniu rzeczywiście nosiliśmy się z zamiarem zamknięcia zakładu, ale ostatecznie jakoś sobie poradziliśmy.
- Dlaczego rozważał Pan taką możliwość?
- Przede wszystkim ze względu na rosnące koszty opału. Dwa lata temu tona węgla kosztowała około 1 tys. zł, a w zeszłym roku cena podskoczyła do ok. 4 tys. zł. My spalamy około 7-8 ton miesięcznie, a trzeba ogrzać dwa piece. Rachunek prosty. Nie dalibyśmy rady.
Potem, na szczęście, ceny opadły – pellet z 3 na 2,1 tys. za tonę, więc przerobiliśmy jeden piec na ten rodzaj opału. Po jakimś czasie potaniał też węgiel.
Na razie dajemy radę i mam nadzieję, że przetrzymamy.
- O ile wzrosły koszty prowadzenia piekarni w porównaniu z tymi sprzed 3 lat?
- Musiałbym zajrzeć do dokumentów, żeby dokładnie powiedzieć. Na pewno znacznie.
Nie chodzi tylko o koszty opału, ale także o wszelkie dodatki do pieczywa - na przykład cena mąki wzrosła o 40 proc. z dostawy na dostawę, czyli z miesiąca na miesiąc i to bez żadnych wcześniejszych zapowiedzi.
- Czy zwalniał Pan pracowników?
- Zmniejszyliśmy obsadę o 2 etaty.
- Czy bez podwyżek te etaty byłyby zachowane?
- Myślę, że tak. Ceny zaczęły iść w górę, kiedy zaczęła się pandemia. Jeszcze na jej początku mieliśmy bardzo dobrą sprzedaż, ale potem zaczęła powoli spadać, choć wydaje mi się, że nie tyle ze względu na pandemię co z powodu wzrostu cen.
- Prowadzi Pan nie tylko piekarnię, ale również sklep spożywczy w Zarębach i Ośrodek Szkolenia Kierowców...
- Dzięki zróżnicowanej ofercie łatwiej się utrzymać. Jeśli w jednej branży spadają obroty, druga pracuje na pierwszą, oczywiście pod warunkiem że kryzys nie dotyka wszystkich branż jednocześnie.
W 2008 otworzyłem Ośrodek Szkolenia Kierowców i właściwie dotychczas nie miałem i nie mam wielu powodów do narzekań. Co prawda, wzrosły ceny paliw, części samochodowych i trzeba płacić więcej instruktorom, ale nie notuję jakichś spadków, a nawet mogę powiedzieć, że nastąpił pewien wzrost.
- A sklep spożywczy? Czy tu też odczuliście zawirowania?
- Prowadzimy go od 2012 roku. Odczuliśmyp raczej koszty działalności. Głównie chodzi o ceny energii. Zdecydowaliśmy się założyć fotowoltaikę i to była trafna decyzja.
- A jak klienci przyjmują podwyżki cen, przede wszystkim żywności?
- Po każdej podwyżce sytuacja jest podobna. Kiedy klient widzi, że u nas jakiś artykuł podrożał, na ogół sprawdza, czy ceny zmieniły się również w innych sklepach. Gdy okazuje się, że drożej jest wszędzie, wraca do sklepu, w którym zaopatrywał się dotychczas i już nie narzeka, stopniowo przyzwyczajając się do podwyżki.
Inna sprawa, że wielu klientów coraz częściej zastanawia się nad tym, co kupić. Wiedzą, że teraz mogą zrobić mniejsze sprawunki niż kiedyś i czasami zaciskają zęby, ale kupują.
Wszyscy wiedzą, że małe sklepy mają wielką konkurencję w sieciówkach, więc trzeba naprawdę włożyć wiele wysiłku, aby się utrzymać.
- Gdyby miał Pan porównać czasy z początków swej działalności z obecnymi… Kiedy było łatwiej prowadzić interes?
- Chyba w latach 2008-2010. Było spokojniej, bardziej stabilnie, nie dochodziło do takich rotacji cen, nie zaskakiwano nas kolejnymi zmianami w przepisach.
Teraz przepisy zmieniają się tak często, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby ze wszystkim być na bieżąco.
Doszło więcej spraw formalnych – różnego rodzaju rejestracje, rozliczenia - chociażby reklamówek. Krótko mówiąc, bardzo pracochłonna biurokracja.
Dochodzi jeszcze uciążliwe rozliczanie podatków. Czy na przykład nie można byłoby ujednolicić VAT dla wszystkich towarów?
- Dziękuję za rozmowę.

Zbigniew Czarnecki