Aktualności

- Może to zabrzmi mocno, ale powiem tak: ten, który pierwszy rzuci śmieć w lesie, musi być wybitną świnią - mówi Jan Moskalik (pierwszy z lewej) (fot. archiwum prywatne)

Dziki są spoko, lecz łoś to katastrofa

O wilkach, przyzwoitych kłusownikach, śmieciarzach i wodzie dla lasu opowiada nam Jan Moskalik, łowczy koła "Echo", właściciel Zakładu Usług Leśnych w Chorzelach

- Na początek poproszę o kilka słów o kole.
- Nasza siedziba mieści się w Wielbarku, ale tereny łowieckie znajdują się w woj. mazowieckim, co ma związek z dawnym podziałem na województwa.
Członkowie "Echa" pochodzą z różnych miejscowości. Jest nas około 50 — między innymi z Warszawy, Olsztyna, Skierniewic oraz oczywiście z naszej gminy. Chorzelacy stanowią około jedną trzecią członków.
Mamy przedstawicieli różnych zawodów i o różnym wykształceniu - jest wśród nich profesor Politechniki Warszawskiej, kilku lekarzy, robotników, rolników i emerytów. 
- Czym zajmujecie się oprócz polowania?
- Uprawiamy około 20 ha ziemi, przeznaczonej wyłącznie dla zwierzyny. Są to zagony z topinamburem, facelią dla sarn, kukurydzą i owsem dla dzików i jeleni. Tym żywią się latem, a zimą zwierzynę dokarmiamy. Co prawda, nie jestem specjalnym zwolennikiem dokarmiania. To przede wszystkim zależy od zimy. Ostatnia była ciężka, więc trzeba było dokarmiać więcej niż normalnie, ale podczas zim łagodnych dajemy paszę w miarę potrzeb, na przykład buraki cukrowe. Naszym priorytetem jest dbanie o zwierzynę, bo tym - z wyjątkiem ośrodków hodowli zwierząt - nie zajmują się żadne inne organizacje.
- Ambon chyba nie stawia się dla dobrostanu zwierząt?
- A właśnie, że tak.
- A niby na czym to polega?
- A na tym, że myśliwy na ambonie nie jest widziany przez zwierzynę, więc dzięki lornetce może spokojnie dokonać selekcji.
- Dzików nie selekcjonowano, lecz chciano wystrzelać wszystkie. To przecież zaburzyłoby system ekologiczny lasów?
- Przyrodzie należy okazywać szacunek i żyć z nią w zgodzie. Nie można zmieniać jej według własnego widzimisię, bo to przyniesie nieszczęście. Jestem przeciwny skrajnym działaniom.
Dzik jest dla lasu najbardziej pożytecznym stworzeniem; wybiera pędraki, użyźnia ziemię. Jeleń nie powoduje wielkich szkód, ale jego nadmiar może zaszkodzić lasom, tym bardziej że zwiększa się jego populacja. Prawdziwą katastrofą jest łoś - jeden osobnik potrafi całkowicie zniszczyć młodnik. Lasy wydają duże pieniądze na ogrodzenia przed łosiami; grodzi się dziesiątki tysięcy ha, a to kosztuje niemało.
Myśliwy, który chce strzelić samca zwierzyny płowej, musi być selekcjonerem, a nie przypadkową osobą. Selekcjoner dostaje zlecenie na odstrzał, a później z porożem jedzie na wycenę komisji. Jeśli komisja uzna, że zwierzak nie spełnia kryteriów, które wyznaczono przed strzeleniem, gościowi zabiera się trofeum i zawiesza go na jakiś czas w czynnościach.
Oczywiście, jak w każdym środowisku, trafiają się u nas osoby nieetyczne. Tacy ludzie muszą jednak liczyć się z tym, że po przyłapaniu na gorącym uczynku zostaną ukarani.
- A jak selekcjonujecie kaczki?
- Na kaczki nie idzie się po to, by strzelać, ale pospacerować.
- Z bronią? Dość niecodzienny rodzaj spaceru, ale przejdźmy dalej... Kiedyś mieliście konkurencję w postaci kłusowników. Jak to wygląda teraz?
- Na szczęście kłusowników jest coraz mniej. Po pierwsze, nie ma niedoborów mięsa na rynku, po drugie ludzie są coraz bardziej majętni, po trzecie wydaje się, że wzrasta świadomość ludzi na wsi. Dawniej przyzwoici kłusownicy mieli pewien kodeks - i paradoksalnie - na swój sposób dbali o zwierzynę, zdając sobie sprawę z tego, że nadmierne zmniejszenie jej pogłowia wpłynie na ich skuteczność w następnym sezonie.
Najbardziej okrutną odmianą kłusownictwa jest wnykarstwo. Kiedyś wnyki zakładano masowo; czasami - czyszcząc lasy - jednorazowo zbieraliśmy pół przyczepy drutów. Teraz na szczęście wnykarstwo trafia się sporadycznie.
- Ostatnio sporo mówi się o wilkach w naszej okolicy..
- W Polsce wilk zawsze był przedstawiany w najciemniejszych barwach. Gdy mój dziadek ustrzelił wilka, to nawet nagrodę dostał. W tamtych czasach ludzie często głodowali, a ponieważ wilki niekiedy polowały na zwierzęta hodowlane, zabierały żywność rolnikom.
W nadleśnictwie Wielbark liczbę wilków szacuje się na 20-25 sztuk. Ich głównym pokarmem jest jeleń. Coś zresztą muszą jeść, zresztą ludzie też jedzą jelenie. Na wilki skarżą się głównie rolnicy, przypisując im niemal wszystkie straty w bydle, podczas gdy sprawa nie jest taka prosta. Z moich obserwacji wynika, że więcej szkód wyrządzają niedopilnowane psy, które stadami ganiają po lasach i łąkach. Znam pewną właścicielkę ze dwudziestu psów; kiedyś podczas polowania postraszyły one nawet myśliwych.
Swego czasu szukał u mnie pomocy jeleń, ścigany przez psy. Ludzie powinni wziąć sobie do serca odpowiedzialność za swoje zwierzaki - "Masz psa, to go pilnuj, nie pilnujesz, płać mandat!"
- Czy bać się wilków?
- Na widok człowieka na ogół uciekają. Zaatakować może ranne zwierzę.
Jeśli już jesteśmy przy wilkach, to chciałbym wspomnieć o prawdziwych szkodnikach. Najgorsze są czarne kruki - zabijają, co się da. Jest u nas trochę jenotów - pożerają wszystko. Strzelamy też do lisów.
Dodam, że nigdy nie pozwalam na odstrzał w okresie ochronnym. Normalny człowiek nie będzie strzelał do matki z małymi.
- Wydaje się, że największym szkodnikiem dla natury jest człowiek. Gdy widzi się te sterty śmieci w lasach...
- Zbieranie śmieci kosztuje dużo. Zajmują się tym zarówno lasy jak i myśliwi. Nie mogę zrozumieć śmiecących. Przecież teraz chyba każdy ma podpisaną umowę na wywóz śmieci, a mimo to wywala je do lasu.Z dwóch leśnictw, które obsługuje mój zakład usług leśnych, co miesiąc wywożę około kontenera odpadów: puszki, plastiki, butelki, telewizory, opony i inne. Sprzątamy też po ludziach, którzy wyrzucają śmieci na parkingach leśnych. Może to zabrzmi mocno, ale powiem tak: ten, który pierwszy rzuci śmieć w lesie, musi być wybitną świnią...
- Czego życzyłby Pan naszym lasom?
- Żeby dostały dużo wody, bo bez niej zginą niektóre gatunki, chociażby sosna. Zdrowa, dobrze nawodniona sadzonka jakoś sobie porazi; kiedy pojawią się szkodniki, na przykład smolik, młoda sosna zaleje go żywicą, ale gdy sadzonka jest osłabiona z braku wody, smolik ją wykończy.
Moim zdaniem, gospodarka leśna w naszym kraju jest prowadzona wzorowo. Gdy chodzę po lesie, od razu poznaję, który jest państwowy, a który prywatny. Lasy państwowe są lepiej prowadzone, na szczęście widzę jednocześnie, że i prywatni właściciele coraz bardziej profesjonalnie dbają o swoją własność.

                                                         

                                                                                                             Rozmawiał Zbigniew Czarnecki

  

Myśliwi z "Echa" gotowi do łowów (fot. archiwum prywatne)