1. Waldemar Maćkowski 2. Piotr Klask 3. Jacek Szlaga i jego pasieka 4. Rysunek naskalny z Hiszpanii sprzed ponad 10 tys. lat - pszczelarz wybierający miód
Do nowego sezonu przygotowują się również pszczelarze. Wielu z nich już wie, ile rodzin przetrwało zimę i jakie ponieśli straty; teraz dumają co robić, by osłabione zimą pszczoły doprowadzić do dobrej kondycji
Piotr Klask z Mącic nie ma powodów do radości.
- Boję się zajrzeć do uli. Podczas ostatnich wichur wiatr kilka przewrócił i dwie rodziny poszły na marne. Po osłuchaniu pozostałych wydaje mi się, że to nie koniec strat - mówi zatroskany. - Czuję, że przyjdzie mi pożegnać się z kolejnymi rodzinami.
Napędza go wiosna
Pszczelarz z Mącic pierwszy przegląd pasieki zrobi w początkach kwietnia. Co prawda, ostatnio dni są dość ciepłe, ale za dnia nasz rozmówca pracuje na etacie, więc może dokonać przeglądu tylko wczesnym rankiem lub po południu. Tymczasem wiosną te pory dnia zbyt chłodne na gmeranie w ulu. Można wyziębić rodzinę i ponieść kolejne straty.
Piotr Klask zdecydował się na założenie pasieki 7 lat temu. Na początek kupił jeden ul.
- Dla ozdoby podwórka i dlatego, że lubię słuchać brzęczenia pszczół - wyjaśnia.
W tym samym roku pojawił się drugi, z czasem doszły kolejne. Wkrótce na pasieczysku stało 12 uli, z których część zrobił sam.
Przez cały czas intensywnie się dokształcał. Oglądał filmy w internecie, przeczytał kilka specjalistycznych książek.
- Najważniejsza jest praktyka - podkreśla. - Prawdziwe doświadczenie przychodzi dopiero wtedy, gdy człowiek stanie przy ulu i na własne oczy zobaczy o co w tym wszystkim chodzi. Zachowanie pszczół zależy od wielu czynników - od pogody, od pożytku, wilgoci i czego tam jeszcze... Czasami stan pszczół po zimie jest tragiczny. Kiedyś miałem tak słaby rok, że poważnie myślałem o rzuceniu pszczelarstwa.
Na szczęście pana Piotra napędza wiosna. Kiedy przyroda budzi się do życia, staje przed ulami i ogląda działalność podopiecznych. Pszczoły brzęczą, znoszą pyłek, zewsząd dochodzą przyjemne zapachy pasieki, a wniebowzięty pszczelarz podziwia ich pracowitość i organizację pracy.
Nie tylko Piotr Klask i inni pszczelarze zachwycają się pszczołami. W niektórych kulturach pszczoły kojarzą się z pracowitością i porządkiem, w innych są symbolem powodzenia, bogactwa, miłości i nieśmiertelności.
Jedno z najstarszych wierzeń o pszczołach mówiło, że mają one duszę tak samo jak człowiek. Dlatego w ich obecności nie wolno było przeklinać a przede wszystkim złorzeczyć na same pszczoły. Zabicie pszczoły było równoznaczne z zabiciem człowieka. Jeszcze do dziś umyślne zabicie pszczoły przez wielu uznawane jest za grzech.
- Przegląd ula jest czystą przyjemnością, pod warunkiem że pszczoły są łagodnej odmiany. Kiedyś dochowałem się wściekłych pszczół. Podchodziłem do nich ubrany w odzież niemal kuloodporną. Podwójne spodnie i koszule, na to strój pszczelarski, wszystkie słabe miejsca zalepione taśmą... Po głowie chodziły mi wtedy najgorsze obelgi pod adresem pszczół, ale nie wypowiedziałem ich na głos - zastrzega się pszczelarz.
W pracach pasiecznych pomaga mu żona Marta. Maluje ule, odsklepia ramki, pomaga w rozlewaniu miodu do słoików.
Nagrodą za wysiłek jest herbata z aromatycznym miodem.
Niestraszne mu pszczoły i szerszenie
Jacek Szlaga z Budek kontakt z pszczołami miał od zawsze. Hodowali je krewni, sąsiedzi i znajomi.
Początkowo myślał, że pszczelarstwo polega na tym, że pszczółki latają, zapylają i brzęczą, a ludzie mają miód.
To przyjemne wyobrażenie tak mu się spodobało, że sam postanowił założyć pasiekę.
Zanim jednak zamiary wcielił w życie, poznał specjalistyczną literaturę i dokonał konsultacji z doświadczonymi pszczelarzami. Po namyśle zdecydował się na pasiekę stacjonarną.
Niestety, ziemie w okolicach Budek są raczej ubogie, więc pszczoły nie mogą liczyć na dobre pożytki. Pyłek i nektar zbierają głównie w lasach i jakkolwiek obfite zbiory są marzeniem ściętej głowy, to jednak miody leśne mają niezaprzeczalne zalety - oryginalny smak i aromat, a przede wszystkim właściwości lecznicze. Miód leśny leczy przeziębienie, wzmacnia organizm, a niektóre jego rodzaje można śmiało nazwać naturalnymi antybiotykami. Znajdziemy w nim także pokłady witamin i mikroelementów takich jak żelazo, potas, magnez, wapń, fosfor czy mangan.
Pan Jacek pszczoły hoduje wyłącznie dla siebie i rodziny. W poprzednim sezonie miał pięć rodzin, jesienią i zimą z niezrozumiałych przyczyn padły dwie, więc obecny sezon zaczyna z trzema ulami.
Nieszczęśliwe zdarzenie trochę go zasmuciło, ale jest dobrej myśli i czeka z niecierpliwością na początek sezonu.
W pasiecznych pracach pomaga mu najmłodszy syn Igor (12 l.), który już wie na czym polega praca przy pszczołach i z chęcią chodzi do uli
Wydawać by się mogło, że pan Jacek niespecjalnie boi się pszczół. Jest przecież strażakiem, a konkretnie naczelnikiem w OSP Budki i z racji swego zajęcia usuwał niejeden rój szerszeni. Teoretycznie jest zatem obyty z niebezpieczeństwem.
- Nie do końca. Gdy się pszczoły rozjuszą, wejdą wszędzie , a jak się ucieka, potrafią gonić - prostuje.
Jak chyba każdy pszczelarz miał okresy zwątpienia i myślał o rezygnacji z pasji. I jak chyba każdy, szybko te myśli porzucał.
Bo jak można nie lubić stworzeń, które robią dla ludzi tyle dobrego. Według raportu Greenpeace "Nie tylko miód", roczna wartość naturalnego zapylania w świecie wynosi grubo ponad ponad 200 miliardów dolarów rocznie. W Polsce pracę pszczół każdego roku wycenia się na ponad 4,5 mld zł.
Jeden przykład. Polska znana jest z jabłek - zajmujemy 4. miejscu w świecie, jeśli chodzi o produkcję tych owoców. Co mają do tego nasze, w tym chorzelskie, pszczoły? A to, że zapylają 65 proc. upraw jabłek. Ta cyfra dotyczy też gruszek i malin, z wieloma innymi roślinami jest podobnie.
Urodzony między ulami
Waldemar Maćkowski z Chorzel mówi, że urodził się między ulami. Pasiekę prowadzili jego dziadek i ojciec, po nich przejął ją on. W najlepszych latach na pasieczysku stało 80 uli.
- To były czasy - wspomina ze tęsknotą pan Waldemar. - Ludzie siali grykę, seradelę i inne rośliny miododajne. Z jednego ula wyciągaliśmy 15 do 20 litrów. Teraz króluje kukurydza, a z niej miodu nie ma. Od czasu do czasu jeszcze ktoś posieje grykę na poplony i to wszystko. Na szczęście w mojej okolicy są lipy i akacje, więc kilka słoików jakoś się ukręci.
- Dawniej produkcja była opłacalna - dodaje. - Zakontraktowane miody zawoziło się do skupu, więc nie było problemów ze zbytem, a i pieniądze nie były najgorsze.
Teraz pasieka pana Waldemara liczy 20 uli. Wszystkie własnej produkcji z udoskonaleniami własnego pomysłu. Budowali je ręcznie dziadek, ojciec i sam pan Waldemar.
Waldemar Maćkowski niegdyś zajmował się rolnictwem, obecnie pracuje w systemie zmianowym w jednym z chorzelskich zakładów. Latem, kilka razy w tygodniu, dojeżdża do pasieki oddalonej od Chorzel około 20 km. Na co dzień na miejscu uli dogląda jego mama.
Pszczołami zajmuje się sam, choć od czasu do czasu przy miodobraniu wspomagają go córka i siostra.
Do uli zagląda średnio raz w tygodniu. W notesie zapisuje spostrzeżenia dotyczące stanu rodziny i dokonuje niezbędnych zabiegów.
- Lubię tę pracę, ale nie wiem, czy teraz porwałbym się na zakładanie pasieki. Może, gdybym pracował na jedną zmianę... A tak i soboty, i nocki... Nie starcza czasu - wzdycha.
Szkoda mu też mamy, która lubi pszczoły i od początku uczestniczyła w pasiecznych pracach. Teraz brakuje jej ruchu przy pszczelarskich obrządkach i mocno to przeżywa.
Podobnie jak poprzednicy pan Waldemar też miał do czynienia ze złośliwymi pszczołami. Doszło do tego, że kiedyś bał się nakarmić je na zimę. A kiedy już solidnie odziany z rozpalonym odymiaczem w dłoni zbliżył się do ula ze złośnicami, uciekał w podskokach do garażu.
- A były to pszczoły ładne, małe i żółte, aż dziw, że takie wściekłe - wspomina.
Innym znowu razem niezidentyfikowana mieszkanka pasieki niebezpiecznie go użądliła. Wystąpiło drętwienie, problemy z mówieniem, trzeba było jechać do lekarza. Po zastrzyku wszystko skończyło się szczęśliwie.
Mimo chwil zwątpienia, pan Waldemar nie zamierza rezygnować z pszczelarstwa.
- Będę ciągnąć to dopóki można - zapowiada.
Jego zdaniem, pszczoły zasługują na najwyższy szacunek.
Łzy boga słońca
Pszczoły były otaczane szacunkiem od czasów, gdy człowiek zapoznał się z ich życiem i umiejętnościami.
Najstarszym przekazem związanym z pszczołami i ludźmi jest rysunek naskalny w Arana koło Walencji w Hiszpanii. Widać na nim postać - prawdopodobnie kobiety - wybierającą miód z gniazda dzikich pszczół w szczelinie skalnej. Według badaczy, malowidło pochodzi z okresu od 10 do 15 tysięcy lat p.n.e.
Pszczoły kojarzono z najwyższymi godnościami. W sumeryjskim piśmie obrazkowym (3,5 tys. lat p.n.e.) ideogram oznaczający króla miał kształt pszczoły.
W Egipcie symbolizowała władzę królewską. Władca zwany był "tym, który przynależy do pszczoły", a same pszczoły nazywano łzami boga Słońca - Ra i oznaczały śmierć i zmartwychwstanie.
Celtowie uważali, że pszczoły są strażniczkami tajemnej wiedzy pochodzącej bezpośrednio z wyższych światów...
Do boga pszczół zanosili modły także Aztekowie.
Za nadnaturalne stworzenia pszczoły uważane były również przez Greków, Finów, Persów, plemiona Afryki i setki innych ludów czy kultur.
Co dalej?
Ponad wszelką wątpliwość ustalono, że przodkowie pszczół, czyli prapszczoły - żyły na ziemi już w czasach dinozaurów i że przetrwały kataklizm, który doprowadził do zagłady tych gadów przed ok. 65 mln lat.
Przez kolejne miliony lat pszczoły przeżywały różnorakie katastrofy - kolejne zderzenia z kometami lub olbrzymimi meteorytami, potężne wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, potopy , epokę lodowcową, susze...
Przetrwały największe katastrofy w dziejach naszej planety, nie wiadomo jednak czy przeżyją ludzi. Giną na niespotykaną skalę. Głównie za sprawą pestycydów (przede wszystkim neonikotynidów), stosowanych w rolnictwie i gospodarce leśnej, monokultury w uprawach, wyrębu lasów na niespotykaną skalę oraz inwazji różnych pasożytów.
Zbigniew Czarnecki