Moto-Chorzele podczas jednego ze spotkań (fot. archiwum prywatne)
Rozmowa z Januszem Suchodolskim, pomysłodawcą i założycielem grupy Moto-Chorzele
- Jest sobota, ma Pan wolne….
- … i najczęściej impuls każe mi wsiąść na motor i ruszyć do przodu.
- A dokąd Pan jeździ?
-Tam, gdzie jeszcze nie byłem. Przede wszystkim po Polsce, bo jest piękna i ciekawa, a ja lubię poznawać nasz kraj i nowe miejsca. Na razie śmigam po Mazurach, Warmii i najbliższych okolicach. Zacząłem od dokładnego poznania naszej gminy. Mieszkam tu tyle lat, a nie byłem w wielu okolicznych miejscowościach np. Mącicach czy Ścięcielu. Dopiero gdy zacząłem jeździć, odwiedziłem większość wsi, siół i osad na naszym terenie.
- Był Pan w Jarzynnym Krzu?
- Oczywiście. Mieszka tam nawet jeden z członków naszej grupy motocyklowej.
- To pewno wjechał Pan na Dębową Górę..
- Nie było to łatwe. Jechałem ostrożnie, bo bałem się przewrotki. Motor waży jakieś 340-350 kilo, więc jak się przewróci, trudno go podnieść.
- Lubi Pan zbaczać z utartych szlaków?
- Jeżdżę tam, gdzie się da – czy to droga gruntowa, czy inna. Unikam dróg leśnych, bo motor jest na nie za ciężki no i przepisy zabraniają. Ale - jak to mówią - byle dalej, byle w przód...
Raz zawziąłem się i postanowiłem zobaczyć okoliczne kościoły. Jednego dnia zaliczyłem ich kilkanaście; w Krukowie, Czarni, Zawadach, Myszyńcu i parę innych. Wszystkie ładne, a każdy ma swój klimat.
Innym razem ruszyłem ze znajomymi do Reszla, piękny tam zamek, po drodze wstąpiłem do Świętej Lipki.
Czasami mam chęć na szybką rybkę nad jeziorem, więc ruszam na przykład do Mikołajek albo Rucianego Nidy.
Ogólnie lubię zamki, fortyfikacje i stare budowle. Zaliczyłem twierdzę Boyen w Giżycku, gdzie pojechaliśmy w 30 motorów, mosty w Stańczykach na Suwalszczyźnie i kilka innych zabytków.
- Zapuszczał się Pan na południe kraju?
- Jeszcze nie, ale trwają przymiarki. Ostatnie lata były trudne dla motocyklistów z powodu pandemii, więc trzeba było zrezygnować z niektórych planów. Mam nadzieję, że prędzej czy później przyjdzie na to czas. Zanim jednak ruszę na południe, chcę zwiedzić Podlasie, bo to piękna kraina jest. Ciągnie mnie przede wszystkim do Skitu w Odrynkach, prawosławnej cerkwi położonej wśród bagien, chciałbym też wypić kawę w obrotowej kawiarni w Gołdapi. Wyjazd w te strony planuję na przyszły rok.
Chcę także odwiedzić wieś Chorzele w okolicy Zambrowa, imienniczkę naszych Chorzel.
Z chęcią pojechałbym w Bieszczady, gdzie utworzono Bieszczadzką Przystań Motocyklową, przeznaczoną dla motocyklistów. Można tam zjeść i mieć bazę wypadową do zwiedzania pięknych szlaków i jazdy po serpentynach, co dla motocyklistów jest marzeniem.
- Nie zawsze jeździ Pan sam. Jest Pan przecież szefem grupy motocyklowej Moto-Chorzele oraz założycielem i administratorem jej strony internetowej..
- Oj tam, zaraz szefem, po prostu jestem inicjatorem i założycielem grupy. Pomysł powstał jakieś pięć lat temu, a w roku 2018 już śmigaliśmy w kilka motorów. Tak naprawdę skrzyknęliśmy większy zespół w 2019, gdy wraz z kilkoma znajomymi pojechałem na Piknik Country do Mrągowa. Na miejscu okazało się, że oprócz nas są jeszcze inne grupki z Chorzel i okolic. Po powrocie z imprezy zaczęliśmy się spotykać i razem jeździć. To przyśpieszyło rozwój naszego zespołu.
Teraz liczymy kilkadziesiąt osób, w tym kilka dziewczyn. Niektóre z nich jeżdżą na motorach, inne są partnerkami motocyklistów. W naszym slangu partnerka nazywana jest „plecaczkiem”, więc jeśli ktoś mówi, że jedzie z plecaczkiem, wiadomo, że na tylnym siedzeniu będzie wiózł partnerkę.
Niekiedy dziewczyny wsiadają do jednego samochodu i jeżdżą z nami na kolejne wyprawy.
Dodam jeszcze, że mamy własne logo i naszywki na skórzanych kamizelkach.
- Nawiązujecie chyba wiele znajomości z motocyklistami z innych rejonów?
- Oczywiście. Jesteśmy zakolegowani z Przasnyszem, Mławą, Ciechanowem, Wielbarkiem, Nidzicą, Janowem i wieloma innymi grupami. Często podczas zlotów czy wyjazdów alby my przyłączamy się do nich, albo oni do nas i jedziemy wspólnie. W sumie nawiązaliśmy wiele kontaktów, a nie ma nic przyjemniejszego od spotkania fajnych ludzi o podobnych zainteresowaniach, z którymi można na luzie pogadać o wspólnej pasji.
Większość z nas pracuje, więc, niestety, poza urlopem trudno wyrwać się na dłuższy wyjazd. Na ogół są to wyjazdy jednodniowe.
Warto dodać, że grupy motocyklowe są wszędzie, a nasz chorzelski klimat przyciąga ludzi z miejscowości odległych o kilkadziesiąt kilometrów; chcą oni należeć właśnie do naszej chorzelskiej moto-grupy, co mnie cieszy i za co im dziękuję. Podziękowania składam również całej naszej grupie.
Od czasu do czasu gościmy się wzajemnie, niekiedy wspólnie uczestniczymy w różnych przedsięwzięciach.
- Jakich?
- Niektóre mają charakter charytatywny. Na przykład kilku z nas oddawało krew w akcji Moto-Serce. Z kolei w ubiegłym roku zbieraliśmy – podobnie jak cała okolica – pieniądze dla ciężko chorej dziewczynki Lenki. Wspieraliśmy chorego Jaśka z Chorzel i chorą Agnieszkę.
Bierzemy też udział w licytacjach na rzecz ludzi potrzebujących pomocy. Polega to na tym, że podczas festynu czy pikniku, gdy trwa zbiórka na rzecz poszkodowanych, oferujemy przewóz motocyklem tym, którzy wpłacają jakąś sumę. Pieniądze są przekazane potrzebującym.
Delegacja Moto-Chorzele uczestniczyła też w odsłonięciu dzwonu na chorzelskim cmentarzu na grobie nieznanego żołnierza.
Są wyjazdy przyjemne, ale też i smutne. Swego czasu zimą pojawiliśmy się na pogrzebie pewnej siedemnastoletniej dziewczyny, zakochanej w motocyklach. Jej ostatnim życzeniem był pochówek w asyście motocyklistów.
To był jeden z nielicznych wyjazdów zimą. Sezon na ogół kończy się, gdy temperatura spada poniżej 10 stopni.
W tym roku pożegnaliśmy na motorach jeszcze dwóch motocyklistów. Jeden z nich, śp. Przemek, należał do naszej grupy.
Wzbudzamy zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawiamy. Niektórzy chcą nas gościć jako atrakcję - mieliśmy zaproszenie do Kadzidła na imprezę „Kurpiowskie wesele”, które ze względu na pandemię, niestety, nie doszło do skutku.
Czasami kilkanaście motocykli prowadzi orszaki weselne. Dajemy naprawdę piękne pokazy maszyn i ich dźwięków. Aby było bardziej atrakcyjnie, zapraszamy też inne grupy.
- Jakie marki są najbardziej popularne w Moto-Chorzele?
- Są to przeważnie motocykle japońskie - Kawasaki, Yamaha, Suzuki. Mamy też jednego Harleya. Ja jeżdżę Yamaha Stratoliner; to amerykańska wersji motocykla o pojemności 1900cm3. Pali 7 litrów na 100 km.
Żeby przyzwoicie prowadzić taką maszynę, trzeba mieć kilkuletnią praktykę. Jeden z moich kolegów, wytrawny motocyklista, na początku mojej przygody z motorami powiedział – „Będziesz doświadczonym kierowcą, jeśli przejedziesz 5 lat bez szlifu, czyli bez przewrotki”. Na razie się udaje.
Motocykle zawsze były moją pasją. Kiedyś jeździłem na skuterach, a pierwszy „mały” motocykl kupiłem w 2015 roku. Była to Yamaha Virago o pojemności 535cm3. Następnie kompletowałem stopniowo strój, aby wyglądać jak na motocyklistę przystało. Nie są to tanie rzeczy, ale czego nie robi się dla pasji.
W każdym razie motocykle odgrywają ważną rolę w moim życiu. Sezon ledwo się zakończył, a już nie mogę doczekać się wiosny.
- Życzę więc kolejnych atrakcyjnych wyjazdów i odkrywania nowych, ciekawych miejsc.
Zbigniew Czarnecki