- Rodzice widzą, że dzieci, które biorą udział w zajęciach i zawodach są radosne, zdrowsze, bardziej odporne psychicznie - mówi Michał Zawojek
Rozmowa z Michałem Zawojkiem, nauczycielem wf w SP nr 2 w Chorzelach, którego pasją jest trenowanie młodzieży
- Kiedy - umawiając się na rozmowę - zwróciłem się do Pana „panie trenerze”, lekko Pan zaprotestował…
- Słowa trener używa się w stosunku do osoby, która ma uprawnienia do tego tytułu. Ja zacząłem pracę jako nauczyciel wychowania fizycznego i na razie stopniowo zwiększam swoje kwalifikacje. W tym roku uzyskałem tytuł instruktora Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA), poza tym mam uprawnienia uzyskane na świetnej uczelni, czyli Olsztyńskiej Szkole Wyższej.
Nie chcę, żeby zarzucono mi, że jestem samozwańczym trenerem. Wolę przedstawiać się jako człowiek z pasją, który robi to, co lubi. Jeśli coś robię, to z oddaniem i z całego serca.
- Widać, że Pańska praca przynosi efekty. Najlepszym dowodem sukcesy uczennic chorzelskiej SP nr 2 podczas grudniowego (6.12) Ogólnopolskiego Halowego Finału Czwartków Lekkoatletycznych w Spale. Kilka zawodniczek uzyskało tam znakomite wyniki i ustanowiło rekordy życiowe.
– Reprezentowała nas trójka uczennic programu „Lekkoatletyka dla Każdego”. Dzieciaki spisały się bardzo dobrze - poprawiły swoje rekordy życiowe i zajęły wysokie miejsca, a jednocześnie zebrały doświadczenia, które przydadzą się w kolejnych startach.
- Marta Tłoczkowska w skoku wzwyż uzyskała wynik 135 cm. To chyba niewiele mniej niż jej wzrost?
- Marta mierzy ok. 150 cm. Wróżę jej wielką przyszłość w tej dyscyplinie, pod warunkiem że pójdzie w ślady siostry, czyli urośnie jeszcze jakieś 25-30 cm. W skoku wzwyż wzrost bardzo się liczy.
Poza tym już teraz spełnia wszystkie oczekiwania stawiane skoczkom wzwyż. Na przykład ma doskonałą dynamikę. Podczas zawodów w Spale rozmawiałem z obecnymi tam trenerami, specjalistami w tej konkurencji. Kolega ze Szczecina już po skokach na pierwszej wysokości 110 cm wiedział, że Marta zajdzie wysoko. Powiedział mi, że jeszcze nie widział dziewczynki w tak młodym wieku tak dobrze przygotowanej technicznie. Jeśli Marta będzie trenować z dotychczasowym zapałem, ma szanse na wielkie sukcesy.
Dodam, że pierwsza trójka zakończyła występy na tej samej wysokości 135 cm, tyle że Marta strąciła dwie próby. Gdyby udało się jej pokonać 135 cm za pierwszym razem, wygrałaby konkurs.
- Kolej na biegaczki..
- Joasia Szymańska w biegu na 60 m zajęła 14 miejsce. Jest typową sprinterką. Zauważyłem to na już pierwszych zajęciach – ma mocny kontakt z podłożem, jest bardzo dynamiczna, ale musi jeszcze pracować nad szybkością i nad emocjami.
Ją również stać na wspaniałe wyniki. Mam nadzieję, że w czerwcu podczas Ogólnopolskiego Finału Czwartków Lekkoatletycznych w Łodzi na pewno uzyska lepszy czas.
Maja Grabowska startowała na dystansie 600 m, ale jest ona typowym długodystansowcem. Ma dynamikę i siłę - jej przyszłość widzę w biegach długich i średnich. Dwa lata temu startowała w Czwartku Lekkoatletycznym w Pułtusku, gdzie awansowała na zawody ogólnopolskie w Łodzi w kategorii najmłodszych. Maja urodziła się w roku 2010, a rywalizowała wówczas z zawodniczkami z rocznika 2009. Już wtedy było widać, że ma ogromny talent połączony z niebywałym zaangażowaniem. W tym sezonie poprawiała wyniki podczas każdych zawodów – gminnych, powiatowych, międzypowiatowych - i zawsze stawała na podium.
- Dzieci były chyba zadowolone z wyjazdu do Spały?
W imprezie wzięła udział młodzież całej Polski, wśród nich przedstawiciele prawdziwych potęg lekkoatletycznych - chociażby Bydgoszczy.
Zadowolone to mało powiedziane, były wręcz zachwycone. Już sam wyjazd stanowił atrakcję, a co dopiero pobyt w ośrodku olimpijskim i możliwość poznania czołowych gwiazd lekkiej atletyki, które przy posiłkach zasiadały przy sąsiednich stołach i z którymi można było „przybić piątkę”.
- Dziewczynki są uczennicami szkoły w Chorzelach, ale występują w barwach klubu Ostrołęckiego Klubu Lekkiej Atletyki Elektro – Energetyka. Dlaczego?
- Takie są zasady projektu pod nazwą „Lekkoatletyka dla każdego”, który szkoła prowadzi od 2018 roku. Kuratelę na nim sprawuje PZLA. Na prowadzone przeze mnie zajęcia uczęszczają dzieciaki z naszego rejonu. Rzecz w tym, że trzeba było nawiązać współpracę z klubem, który ma odpowiednią licencję, a najbliższy klub lekkoatletyczny o takim statusie to właśnie OKLA.
Partnerstwo układa nam się bardzo dobrze. W tym roku, dzięki współpracy z klubem, wyjechaliśmy na obóz, na który dowiózł nas klubowy autokar. Poza tym klub opłaca wyjazdy, wyżywienie podczas imprez sportowych. Dostajemy też dofinansowanie z PZLA. Przy okazji pragnę podkreślić ogromne wsparcie jakie otrzymujemy od UMiG w Chorzelach, który niejednokrotnie wspiera naszych młodych sportowców poprzez udostępnianie autobusów należących do gminy podczas wyjazdów na zawody.
Jest jeszcze jedna rzecz; muszę mieć trenera współpracującego, który mnie kontroluje, wspiera, pomaga i pod okiem którego doskonalę swój warsztat.
Jakkolwiek startujemy w barwach OKLA, zawsze podkreślamy, że nasi zawodnicy i zawodniczki są uczniami szkół chorzelskich. Zresztą jest to wyszczególnione we wszystkich oficjalnych komunikatach i sprawozdaniach.
- Wspomniał Pan o projekcie „Lekkoatletyka dla każdego”. Czy szkoła zajmuje się również innymi projektami sportowymi?
- Jest ich wiele. Są one organizowane przez różne fundacje np. Orły Sportu, związki sportowe czy SKS-y. Dzięki uczestnictwu w nich można liczyć na finansowe wsparcie np. na sprzęt sportowy dla szkoły czy nieodpłatne zajęcia dla dzieciaków.
Nasza szkoła uczestniczy w kilku projektach, w które zaangażowani są wszyscy nauczyciele wf. Dzięki realizacji tych przedsięwzięć udało nam się nawiązać wiele ciekawych kontaktów. Teraz to procentuje. Na przykład dzięki projektowi SKS szkoła nieodpłatnie udostępnia halę sportową, a nauczyciele nieodpłatnie prowadzą zajęcia w godzinach pozalekcyjnych. Pozwala to choć częściowo zagospodarować czas wolny dzieci, odciągając je jednocześnie od jakichś grup nieformalnych czy od niebezpieczeństwa uzależnień.
Jeden projekt napędza następny; gdy koordynatorzy widzą, że szkoła jest aktywna, że nauczyciel mobilizuje uczniów, sami proponują udział w kolejnych przedsięwzięciach.
- To chyba wielka satysfakcja i przyjemność działać z efektami na swoim terenie...
- Urodziłem się i wychowałem w Pościeniu Znamionie. Po studiach miałem szczęście, że trafiłem do szkoły pod skrzydła ówczesnej dyrektor Beaty Szczepankowskiej. To ona uświadomiła mi kierunki, w jakich powinienem podążać – chodziło między innymi o to, by – jako nauczyciel – nie uważać się za pępek świata, lecz mieć na uwadze dobro uczniów, wspierać ich, nawiązywać kontakty z rodzicami.
Wydaje mi się, że teraz potrafię to robić. Na początku pracy byłem bardzo pewny siebie. Myślałem, że skoro jestem po studiach, to wszystko wiem i spokojnie sobie poradzę. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że to nie takie proste. Bycie nauczycielem nie oznacza jednoczesnego bycia autorytetem. Na szacunek, poważanie i wiarygodność trzeba zapracować.
Kiedyś pewien trener powiedział mi: - „Nie wystarczy przyjść na zajęcia, wydać polecenia i czekać, że dzieci będą je wykonywać jak zechcesz. Musisz pobudzić ich ciekawość”
- I co? Udało się?
- Powiem tak: na zajęcia przychodzi nie tylko cały skład mojej dwudziestoosobowej grupy, ale również ich koledzy i koleżanki, którzy widzą sukcesy, doceniają świetną atmosferę, zaangażowanie, zdrową rywalizację.
U nas nie ma kłótni. Po meczach, które organizujemy na zakończenie treningu, zawodnicy potrafią przeprosić za złe emocje, przyznać się do błędu, wybaczyć ewentualne faule.
Chciałoby się, żeby tak postępowali dorośli.
Dodam, że dzieciaki mają głęboką motywację wewnętrzną. Nie potrzebują dodatkowych zachęt w postaci medalu, upominków, czekolady. Wystarczy pochwała.
Nakręcają się na samą myśl o nadchodzącym wyjeździe. - „Proszę pana, kiedy będziemy mogły się sprawdzić, kiedy wyjedziemy na zawody?” - pytają.
Nie ma też zawiści. Cieszą się z sukcesów kolegów i koleżanek, lajkują na Facebooku, podtrzymują się na duchu.
- To pewnie zaskarbił Pan sobie wdzięczność rodziców?
- Chylę przed nimi czoła. Widzę jak w tych trudnych czasach dbają o dzieci, jak im się poświęcają. Cieszę się też, że obdarzają mnie zaufaniem; czasami, gdy zdarzają się jakieś problemy wychowawcze, sami do mnie dzwonią i na przykład pytają: - Michał, czy mógłbyś coś poradzić, w czymś pomóc? Ty przecież jesteś dla nich autorytetem”
Rodzice widzą, że dzieci, które biorą udział w zajęciach i zawodach są radosne, zdrowsze, bardziej odporne psychicznie. Przecież sport nie polega na samych sukcesach, ale również wyciąganiu wniosków z porażek i podnoszeniu się po nich.
Rodzice często pomagają po meczach, organizują jakiś poczęstunek - ktoś szykuje grilla, ktoś inny przywozi herbatę z cytryną i ciasto.
Z kolei dzieci widzą zaangażowanie rodziców i na pewno jest to dla nich budujące.
- Nie boi się Pan, że wraz z dorastaniem część zawodniczek zrezygnuje w treningów?
- Niewykluczone, że tak kiedyś się stanie, ale na razie staram się o tym nie myśleć. Jesteśmy tu i teraz. Mam mocną, dwudziestoosobową grupę i powiem tak: będę się cieszył, jeśli z tej grupy do wieku 15-16 treningi będzie kontynuować kilka czołowych zawodniczek. Jeśli tak się stanie, z pewnością będą liczyły się na arenie ogólnopolskiej.
Na razie dziewczynki trenują zawzięcie, zdrowo rywalizują, podpatrują się nawzajem, udoskonalają technikę.
Za jakieś dwa lata zostanie zwiększona – że powiem fachowo – liczba jednostek treningowych. Na razie stosujemy zasadę „sport przez zabawę”. Dzieciaki mają cztery godziny wf w tygodniu oraz zajęcia dodatkowe popołudniami dwa razy w tygodniu po 1,5 godziny. Od przyszłego roku planujemy wprowadzić trzeci trening lekkoatletyczny w sobotę.
- A potem?
- Muszę pokazać, że potrafię coś z siebie dać. Poprzez udział w takich projektach i zajęciach doskonalę swój warsztat, zdobywam kolejne uprawnienia. Niewykluczone, że za cztery lata zapiszę się na kurs na pierwszy stopień trenerski, choć z drugiej strony dobry instruktor z dobrze prowadzonymi zawodnikami niekoniecznie musi zdobywać uprawnienia trenera.
Co prawda, otwierają one drogę do pracy w kadrze – czy to młodzików, czy juniorów, czy innych – ale to jeszcze długa droga. W każdym razie przyszłość jest sprawą otwartą.
Tymczasem uważam, że w naszej gminie, w naszym małym, ładnym miasteczku udało nam się sporo dokonać. Koledzy i ja na każdym kroku otrzymujemy wiele pozytywnych sygnałów. Czasami zdarzą się jakieś negatywy, ale to nie jest powód do zniechęcania się; a wręcz przeciwnie – to raczej nowe wyzwanie.
- Dziękuję za rozmowę
Zbigniew Czarnecki