Andrzej Danelski i Sebastian Moszczyński oraz Sebastian w akcji (Fot. archiwum pryw. i UG)
O zaletach wytrwałości w sporcie, sukcesach Sebastiana Moszczyńskiego, możliwościach młodzieży z małych miejscowości rozmawiamy z Andrzejem Danelskim, nauczycielem wychowania fizycznego w chorzelskim gimnazjum
- Zacznę od gratulacji. Przypomnę, że Pański wychowanek Sebastian Moszczyński podczas ostatnich halowych Mistrzostw Polski w Rzeszowie (11 – 13.02.2022 r.) zdeklasował rywali. Został mistrzem Polski w skoku wzwyż (wynik 214 cm) w kategorii wiekowej poniżej 20 lat.
- Mieliśmy trochę szczęścia, a może był to zwykły przypadek. Sebastian był uczniem Szkoły Podstawowej w Pościeniu Wsi. Po jej ukończeniu rodzice zdecydowali, by dalszą naukę podjął w Publicznym Gimnazjum w Chorzelach, które nie było jego obwodem szkolnym. Gdyby nie trafił do naszej szkoły, być może jego losy potoczyłyby się zupełnie inaczej.
- Od wielu lat uczy Pan wf w szkołach gminy Chorzele. Zaczynał Pan właśnie w Pościeniu, a gdy powstały gimnazja przeniósł się Pan do Chorzel.
- To prawda. W początkach mojej pracy, którą wspominam bardzo mile, byłem nauczycielem wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej w Pościeniu. Kiedy powstały gimnazja, podjąłem pracę w Chorzelach. Gimnazjum było dużą, rozwijającą się szkołą, dającą wielkie możliwości uprawiania różnych dyscyplin sportowych.
- Od razu zauważył Pan, że Sebastian ma zadatki na mistrza?
- Kiedy trafił do gimnazjum, specjalnie się nie wyróżniał, a nawet skakał niżej od kilku kolegów z rocznika. Instynkt mówił mi jednak, że może być z niego dobry skoczek wzwyż.
- Można powiedzieć, że miał Pan nosa…
- Jako nauczyciel wychowania fizycznego z pasją do pracy z młodzieżą, z wiedzą zdobytą na warszawskim AWF oraz doświadczeniem w długoletniej pracy, szybko potrafię określić fizyczne predyspozycje i możliwości uczniów. Wychowałem kilku zawodników, którzy na szkolnych rozgrywkach szczebla wojewódzkiego zdobyli łącznie12 medali, w tym 4 tytuły mistrzowskie.
Na skoku wzwyż koncentrowałem się prawie od zawsze. Obserwując Sebastiana podczas zajęć wychowania fizycznego uznałem, że ma ogromne predyspozycje do skoku wzwyż.
- Jeśli na lekcji ćwiczy kilkunastu uczniów, a Pan każdego z osobna obserwuje pod kątem dyscypliny, w jakiej może osiągać sukcesy, to chyba trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby połapać się w tym wszystkim. Nie mówię już o cierpliwości…
- Prowadzę dzienniki wyników sportowych wszystkich uczniów, z którymi pracuję. Kilka razy w roku rejestruję wzrost, wagę i wyniki w różnych konkurencjach - bieg na 60 m, 100 m, 300 m, 1000 m oraz rezultaty skoku wzwyż i w dal, pchnięciu kulą. Czasami widzę postępy, niekiedy ich brak a czasami – niestety - bywa też regres. Analizowanie tych statystyk przed zbliżającymi się zawodami ułatwia mi podejmowanie decyzji przy wyborze zawodników do odpowiedniej dyscypliny.
To nie wszystko. Nie można tego samego szablonu stosować do każdego zawodnika. Trzeba rozmawiać o tym, co ich interesuje, podpowiadać, ukierunkowywać, a przede wszystkim mobilizować do wytrwałej pracy.
Wychodzę z założenia, że niewielu osiąga szczyty, ale wszyscy powinni do tego dążyć. Należy stawiać sobie cele. Jeśli przekonuje się ucznia, że ma szansę zostać mistrzem, jego podejście do zajęć na ogół bardzo się zmienia. Wtedy chętniej i więcej ćwiczy, bo widzi konkretny cel, którym jest przygotowanie do mistrzostwa Mazowsza.
- Czy długo przekonywał Pan Sebastiana do zajęcia się skokiem wzwyż?
- Niedługo i na tyle skutecznie, że postanowił trenować również poza lekcjami. W szkole mamy obowiązkowe cztery godziny zajęć wychowania fizycznego. To za mało, jeśli ktoś poważnie myśli o sukcesach. Trzeba było pomyśleć o dodatkowych treningach. Dzięki temu, że byłem kierownikiem hali, mogłem zorganizować czas tak, aby popołudniami odbywały się dodatkowe treningi. Systematycznie ćwiczyliśmy jeszcze około 6 godzin tygodniowo.
- To treningi prawie zawodowe …
- Można tak powiedzieć, chociaż ja nie uwzględniam w zajęciach siłowni. Wolę stawiać na gimnastykę.
Sebastian przychodził po zajęciach lekcyjnych, gdy sala była już pusta i zostawał na treningach czasami do 17-18. Aby udoskonalić technikę i liczyć na jakieś sukcesy, trzeba skakać, skakać i jeszcze raz skakać. Więc Sebastian skakał, a ja korygowałem. Aby nie zanudził się ciągłymi skokami, treningi przeplataliśmy gimnastyką, akrobatyką, piłką ręczną, siatkówką i koszykówką. Dodam, że w koszykówce potrafi zrobić już wsady do kosza, a to jest coś.
- Przez cały ten czas obserwował Pan, korygował, poszukiwał rozwiązań. Kiedy wreszcie doszedł Pan do wniosku, że idziecie w dobrym kierunku?
- Taki „impuls na maksa” poszedł, kiedy Sebastian i Damian, uczniowie naszej szkoły zdobyli mistrzostwa w skoku wzwyż w swoich rocznikach w 2017 roku podczas Mistrzostw Polski LDK w Toruniu. Sebastian skoczył wówczas 195 cm, a Damian 170 cm. Niestety, Damian po zdobyciu wicemistrzostwa Polski w Małym Memoriale Kusocińskiego z wynikiem 193 cm, zrezygnował z wyczynowego uprawiania sportu, a szkoda…. Mógłby wiele osiągnąć. Sebastian natomiast, do chwili obecnej jest rekordzistą szkoły w skoku wzwyż z wynikiem 203 cm, ustanowionym na Mistrzostwach Mazowsza w Płocku - był wówczas uczniem trzeciej klasy gimnazjum. W szkole znajduje się tablica rekordów sportowych naszej placówki.
- W sporcie oprócz talentu liczy się upór i pracowitość...
- Praca jest najważniejsza. Ktoś bardziej utalentowany może ustąpić miejsca mniej zdolnemu, lecz wytrwalszemu. Sebastian nigdy się nie załamywał ani nie wymigiwał od zajęć. Właściwie każdą wolną chwilę poświęcał treningom. Jeśli w szkole podczas długiej przerwy zobaczył wolny materac, wykonywał na nim kilka ćwiczeń.
Niewielu jest tak ambitnych, upartych sportowców, a właśnie dzięki uporowi mogą liczyć na sukcesy.
W swojej karierze nauczycielskiej widziałem sporo niezwykle utalentowanych chłopaków w różnych dyscyplinach. Niestety, z różnych powodów nie rozwijali swoich talentów. W naszej małej miejscowości nie ma klubów, do których można by ich skierować na treningi specjalistyczne. W szkole zajmujemy się przede wszystkim „ogólnorozwojówką” i na tej podstawie wychwytujemy utalentowane dzieci. Nie można jednak rozwijać ich talentu tak jakby się chciało, bo nie ma odpowiednich warunków.
Swoją drogą, sukces zależy nie tylko od talentu i pracowitości. Oczywiście zawodnik musi mieć chęć do pracy, ale wielką rolę odgrywa poparcie ze strony bliskich. Rodzice Sebastiana byli i są bardzo zaangażowani w jego karierę sportową, co na pewno wzmacnia go mentalnie i duchowo.
- Od 2018 r Sebastian uczy się w szkole mistrzostwa sportowego w Białymstoku.
- Jest tam prowadzony przez Roberta Nazarkiewicza, dobrego fachowca. Nowy trener nie jest „łasy” na natychmiastowe sukcesy i zaszczyty, lecz cierpliwie pracuje nad jego rozwojem. Postępy u Sebastiana są widoczne. Warto przy tym zaznaczyć, że u początkującego zawodnika, który dopiero zaczyna treningi, szybka poprawa wyników jest kwestią kilku miesięcy. Jednak z upływem czasu postępy są coraz mniejsze i niekiedy trzeba walczyć latami o każdy centymetr wyżej, udoskonalając technikę, siłę, odbicie, nabieg. Skok wzwyż ogląda się z przyjemnością, ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ile trzeba wylać potu na treningach, żeby całość skleić w taki przyjemny widok.
- Czas na wróżby. Co przed Sebastianem, o ile jest w stanie poprawić wynik, jeśli będzie nadal właściwie prowadzony, kiedy można spodziewać się kolejnego rekordu?
- Sądzę, że podczas treningów na pewno skacze w okolicach 220 cm, ale zawody rządzą się swoimi prawami. W moim odczuciu w najbliższym czasie stać go na dużo więcej. O jego przyszłości zadecyduje jednak wiele czynników.
Niektórzy na przykład mówią, że im wyższy wzrost (Sebastian ma nieco ponad 2 m – przyp. red.), tym większe szanse na sukces w tej dyscyplinie. Tymczasem przypomnę, że szwedzki skoczek wzwyż Stefan Holm miał 1,81 cm wysokości i był najniższym skoczkiem wśród liczących się zawodników w tej konkurencji. Mimo to, jego rekordy życiowe to 2,37 m na otwartym stadionie i 2,40 w hali.
- Spod Pana ręki wyszło kilka osób, które mogą coś znaczyć w sporcie, nawet światowym. To chyba powód do zadowolenia?
- Jest to ogromna satysfakcja. Muszę powiedzieć, że szkoła w Chorzelach zdobyła najwięcej medali na Mazowszu wśród wszystkich szkół powiatu przasnyskiego. Jest to między innymi również zasługa byłego starosty Zenona Szczepankowskiego, dzięki któremu mamy pełnowymiarową halę sportową super wyposażoną. Ogromnym wsparciem byli też dyrektorzy szkoły. Mam tu na myśli panią Beatę Szczepankowską - obecną burmistrz Miasta i Gminy Chorzele i panią Hannę Wilgę - obecną dyrektor szkoły, które rozumieją, że sport hartuje ludzi, przygotowuje do współpracy, systematyczności, odpowiedzialności, obowiązkowości.
- W 2018 roku w rywalizacji gimnazjów w dyscyplinach lekkoatletycznych zdobyliście 1. miejsce w województwie mazowieckim.
- Byliśmy z tego bardzo dumni, to ogromny sukces naszych uczniów. Dostaliśmy nawet puchar i dyplom od Mazowieckiego Szkolnego Związku Sportowego, organizatora tej imprezy. Niestety, nie otrzymaliśmy zaproszenia i nie uczestniczyliśmy w podsumowaniu Wojewódzkiego Szkolnego Roku Sportowego 2017/2018. Uczniowie byli bardzo zawiedzeni.
W Polsce, szczególnie w czasie igrzysk olimpijskich, dużo mówi się o potrzebie inwestowania w sport, a potem następuje cisza.
Tymczasem szkoła w takiej małej miejscowości jak Chorzele ma kilkunastu medalistów Mazowsza. Widać, że tu się coś robi, że ktoś to robi, że warto przyjechać, ocenić sytuację, zbadać, czy i jak można wesprzeć działania.
Tak więc nauczyciele pracują, uczniowie zdobywają medale, a działacze zbierają laury.
- Odniósł pan sukcesy jako trener, wychował pan mistrzów na poziomie wojewódzkim, a nawet krajowym ... Czego jeszcze brakuje do szczęścia?
- Marzeń mam dużo, jak każdy. Jednym z nich jest zakup atestowanej nadmuchiwanej ścieżki akrobatycznej. Można na niej ćwiczyć skoczność, zwinność i koordynację oraz uatrakcyjniać lekcje wychowania fizycznego.
- Dziękując za rozmowę, życzę nam wszystkim, żeby to właśnie Sebastian z naszej gminy pobił rekord świata Kubańczyka Javiera Sotomayora (245 cm) z roku 1993.
Zbigniew Czarnecki